Andrzej Wojtyczko Andrzej Wojtyczko
2567
BLOG

Polacy na wyspach – sprawa mówienia po polsku w Lidlu

Andrzej Wojtyczko Andrzej Wojtyczko Polityka Obserwuj notkę 45

Jakiś czas temu media podały że w jednym ze sklepów Lidla (sieć sklepów z Niemiec) na wyspach, zabroniono polskim sprzedawcom mówić do polskich klientów, po polsku. Chodzi o sklep Lidla w Kirkcaldy w Szkocji.

Polscy sprzedawcy, zgodnie z decyzja kierownictwa sklepu, mają mówić do polskich klientów, nawet nie znających angielskiego, tylko po angielsku. Jak zawsze w takich przypadkach bywa, zrobiono wokół tej sprawy dużo medialnej piany, bez żadnych konkretnych działań zmierzających od zmiany decyzji kierownictwa sklepu. Mówiono o dyskryminacji, ale nie powiedziano kogo dyskryminacja może dotykać: sprzedawców czy klientów. To jest bardzo typowe polskie działanie, zrobić dużo medialnego szumu wokół jakiejś sprawy, zamiast sprawę spokojnie rozwiązać. Z tego co media przekazały, polscy klienci oburzeni decyzją kierownictwa sklepu, zapowiedzieli przesłanie petycji w tej sprawie do centrali sklepu na wyspach. Czy tak się stało tego nie wiem, ale znając typowo polski „słomiany zapał” szczerze powątpiewam. Ta cała sprawa jest dobitnym dowodem na fakt, ze ustrój polityczny i gospodarczy kraju może się zmienić, mogą się zmieniać rządzący mogą, ale typowe polskie wady narodowe, są niezmienne, bez względu na upływ czasu.  

Piszę o tej sprawie. ponieważ media po raz kolejny zaczęły się sprawą interesować, w związku z włączeniem się do sprawy polityków partii rządzącej. Pewnie licząc na jakieś poparcie wyborcze, zaraz przed wyborami samorządowymi. Oto ambasada Polski w Londynie w liście do dyrekcji Lidla uznała za wyraz dyskryminacji wydany pracownikom zakaz mówienia po polsku w czasie przerw, jaki wprowadziła sieć supermarketów tej firmy. Ambasada napisała: „To oczywiste, że angielski jest głównym językiem słownej komunikacji. Jednak w naszym mocnym odczuciu odmawianie pracownikom Lidla prawa do posługiwania się ich rodzimym językiem w prywatnych rozmowach na przerwach jest wyrazem dyskryminacji.” Oczywiście, polska ambasada okazała się o wiele mądrzejsza od Polaków pracujących w Lidlu, ponieważ, zarzuciła Anglikom, zabronienie rozmawiania po polsku, w czasie przerw w pracy. Chociaż, polscy sprzedawcy narzekali na fakt, że nie mogą rozmawiać po polski z polskimi klientami w sklepie.

To, co mnie zupełnie rozbawiło, to fakt, ze polska ambasada chce uczyć Brytyjczyków na czym polega dyskryminacja. Moje rozbawienie wynika z faktu, że Polska w praktyce nie posiada, ustawodawstwa antydyskryminacyjnego, nie mówiąc już o wdrożenie tego ustawodawstwa w życie. A o kilku zdaniach w Konstytucji RP, o zakazie dyskryminacji, proszę mi nawet nie wspominać, ponieważ ten fakt jest dla Polski totalną kompromitacją.  

Wielka Brytania jest modelowym krajem dla całego świata, w odniesieniu do istniejącego prawodawstwa antydyskryminacyjnego, stosowanego w praktyce, a w szczególności w brytyjskich firmach i instytucjach. Brytyjskie ustawodawstwo antydyskryminacyjne obejmuje następujące ustawy: Ustawa o Równej Płacy 1970; Ustawa o Dyskryminacji ze względu na Płeć 1975; Ustawa o Stosunkach Rasowych 1976; Ustawa o Dyskryminacji Niepełnosprawnych 1995 oraz Ustawa o Równości 2010. Proszę zwrócić uwagę na daty ustaw, np. Ustawa o Stosunkach Rasowych została uchwalona ponad 40 lat temu. Nie będę już wymieniał pomniejszych ustaw oraz całego orzecznictwa sądowego związanego z dyskryminacją na wyspach. Dzięki, istniejącemu brytyjskiemu prawodawstwu antydyskryminacyjnemu, Polacy na wsypach są w stanie walczyć o swoje prawa. Na przykład, jedna z Polek, lekarka pracująca w jednym z brytyjskich szpitali, wygrała w sądzie sumę 5 milionów funtów, za dyskryminację rasową w miejscu pracy.

Jest dość dużo wyroków sądowych na wyspach, określających kiedy i w jakich okolicznościach, pracownicy z innych krajów, mogą między sobą we własnym języku a kiedy muszą mówić po angielsku. Ogólnie, rzecz ujmując, pracownicy mogą mówić we własnym języku, podczas przerw w pracy. To właśnie, dlatego, polska ambasada w swoim liście, napisała o zakazie mówienia po polsku w czasie przerwy. Pracownicy ambasady wiedzieli, że brytyjskie orzecznictwo sądowe, uzna za dyskryminację rasową ze względu na narodowość, zakaz mówienia po polsku w czasie przerwy w pracy, wydany przez dowolną firmę.  

Gwarantuję, wszystkim Polakom zainteresowanym sprawą sklepu Lidla, że brytyjskie kierownictwo sklepu, zanim wydało, decyzje o zakazie rozmów polskich sprzedawców z polskimi klientami, poprosiło swoich prawników o sprawdzenie, czy tego typu zakaz nie narusza którejś z ustaw antydyskryminacyjnych. Moim zdaniem, kierownictwo sklepu, miało kiepskich prawników, ponieważ, w mojej opinii, decyzja wydana przez kierownictwo sklepu, jest przykładem pośredniej dyskryminacji rasowej ze względu na narodowość. Chociaż brytyjskie prawo antydyskryminacyjne nie jest jasne w tym względzie. Decyzja w tej sprawie będzie należeć do sądu.  

Właśnie, zamiast pisania petycji czy wysyłania listów przez ambasadę do Lidla, polscy sprzedawcy pracujący w Lidlu, powinni skorzystać z drogi sądowej w obronie przed dyskryminacją rasową. Zanim jednak, pracownicy Lidla wstąpią na drogę sądowa przeciwko Lidlowi, muszą złożyć oficjalną skargę na kierownictwo sklepu za stosowanie dyskryminacji rasowej do centrali firmy na wyspach (procedura Grievance). Szefostwo firmy ma obowiązek rozpatrzyć skargę pracowników, poprzez przeprowadzeni pełnego i obiektywnego dochodzenia w tej sprawie. Osoby składające skargę na dowolną osobę w firmie, podlegają szczególnej ochronie prawnej, przed działaniami odwetowymi kierownictwa lub innych kolegów. Jeżeli osoba składająca skargę, zostanie z byle powodu zwolniona, to sąd pracy uzna takie zwolnienie za zasłonę dymną, a pracownik zostanie przywrócony do pracy wraz z finansowym odszkodowaniem. Jeżeli prowadzone dochodzenie przez firmę, w sprawie skargi złożonej przez pracowników, wykaże winę jakiejś osoby, to taka osoba poniesie konsekwencje swojego działania, począwszy od ostrzeżenia na piśmie aż do zwolnienia z pracy włącznie. O swojej decyzji, firma musi poinformować osoby składające skargę. Jeżeli te osoby, będą niezadowolone z decyzji firmy mają prawo do apelacji, czyli do dalszego prowadzenia sprawy przez innego managera firmy. Jeżeli, po raz kolejny skarga zostanie odrzucona, to pracownicy mają prawo złożyć pozew w sądzie pracy przeciwko pracodawcy. Jeżeli pracownicy złoża pozew w sądzie pracy, bez uprzedniego złożenia skargi w firmie, to tylko tego powodu, pozew pracowników zostanie odrzucony.  

Warto wiedzieć o tym, ze złożenie pozwu w brytyjskim sądzie pracy kosztuje około 230 funtów. Później kwota kosztów sądowych wzrasta do około 600 funtów. Do tego należy doliczyć, koszty sprawy związane z wynajęciem adwokata. Brytyjski prawnik bierze około 150 funtów za każdą godzinę rozpoczętej pracy.

Więc, zanim sprawa trafi w ogóle do sądu pracy, warto zorientować się, jakie są szanse na wygranie sprawy w sądzie. W tym celu, warto skorzystać z bezpłatnych usług prawnych w Biurach Porad Obywatelskich dostępnych w całej Wielkiej Brytanii. To właśnie, dzięki tym biurom, Brytyjczycy od ponad 40 lat mają zapewnione przez państwo brytyjskie, prawo do korzystania z bezpłatnych usług prawnych. Premier Kopacz zapowiedziała, ze również w Polsce, Polacy będą mieli prawo do uzyskiwania bezpłatnych porad prawnych. W tym celu, państwo polskie ma skorzystać z amerykańskich doświadczeń w tej sprawie. Dlaczego akurat amerykańskich, a nie brytyjskich to pozostanie tajemnicą pani premier. Biura z pewnością dostarcza Polakom pracującym w Lidlu, kompetentnych informacji w ich sprawie.  

Jeżeli, polscy sprzedawcy w Lidlu, należą do związków zawodowych, to jeszcze lepiej. Otrzymają pełne wsparcie związku w miejscu pracy, np. przy składaniu skargi czy ochronie przed odwetem, otrzymają bezpłatne porady prawne oraz związek może zapewnić darmowe usługi adwokata, począwszy od złożenia pozwu do sądu, aż do obecności adwokata, podczas rozprawy sądowej.  

Ogólnie, brytyjskie prawo antydyskryminacyjne oraz brytyjskie prawo pracy, umożliwiają każdemu pracownikowi szerokie możliwości obrony swoich praw. To czy, pracownik będzie chciał ze swoich praw skorzystać, zależy tylko od jego determinacji i woli działania. W przypadku polskich pracowników Lidla, byłoby z pewnością o wiele lepiej, gdyby polska ambasada zamiast wysyłania listów do centrali Lidla, zapewniła polskiemu pracownikom, pomoc prawnika przy prowadzenie ich sprawy. Ponieważ, to czego potrzebują polscy pracownicy Lidla to pomocy prawników, a nie wysyłania listów. A polscy klienci sklepu Lidla, zamiast podpisywania petycji do centrali firmy, mogliby zrobić finansowa zrzutkę na prawnika dla polskich sprzedawców. Również, polska Polonia na wyspach, widząc zainteresowanie mediów całą sprawą, mogłaby pokazać swoją siłę i wolę działania, przy podejmowaniu konkretnych kroków zmierzających do pomocy Polakom w sklepie. Obawiam się niestety, ze cała sprawa wokół Lidla jest jednym wielkim biciem piany, bez żadnych konkretnych działań, zmierzających do zmiany decyzji kierownictwa Lidla.  

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka