Andrzej Wojtyczko Andrzej Wojtyczko
5652
BLOG

Po marszu - squat Przychodnia i Syrena – zdumienie i zdziwienie

Andrzej Wojtyczko Andrzej Wojtyczko Polityka Obserwuj notkę 120

 Zdarzenia z 11 listopada ujawniły opinii publicznej fakty, budzące conajmniej zdumienie i zdziwienie związane z istnieniem squatu Przychodnia przy ul. ks. Skorupki i Syrena przy ul. Wilczej.

Dla słabo zorientowanych w temacie internautów kilka informacji o tym, czym są squaty (za wikipedia.pl). Cytat:

“Squat, (spolszczane skłot) – opuszczone pomieszczenie lub budynek, zajęty, przeważnie, bez zgody właściciela. Squatersi (tj. osoby zajmujące nielegalnie budynek) swoje postępowanie tłumaczą tym, iż uważają, że prawo do zaspokojenia swojej potrzeby jest ważniejsze od prawa, w tym czyjegoś prawa własności. Jest ono w wielu krajach przestępstwem, w niektórych postrzega się je jedynie jako konflikt pomiędzy właścicielem a squatersem, w którym państwo staje zazwyczaj po stronie właściciela.

Squatting, tj. zajmowanie pustostanów, to część współczesnej ideologii anarchistycznej. W takim ujęciu squaty częstokroć, oprócz funkcji mieszkalnych, spełniają też i inne role – np. centrów alternatywnej kultury, edukacji itp. Występują w niemal każdym większym mieście Europy. W Polsce m.in. w Poznaniu (Rozbrat, od:zysk), Wrocławiu (Era Kromera, Centrum Reanimacji Kultury, Wagenburg), Warszawie (Przychodnia, Syrena) (…). “

Więc pierwszy, oczywisty wniosek jest taki że squat Przychodnia pod względem prawnym jest nielegalny. W związku z tym osoby przebywające na terenie squatu łamią prawo, nie powinno ich tam być. Z tego, co wyczytałem w prasie, taki stan rzeczy trwa pd lutego 2012. Od tego czasu, władze stolicy tolerują bezprawne działania anarchistów w postaci tworzenia i działania squatów. To że anarchiści działają bezprawnie to nie dziwi, tacy są. Dziwi tolerancja władz Warszawy z panią Prezydent na czele dla ich działania. Od kiedy władze stolicy wspierają działania anarchistyczne podejrzanych grup? Ciekawy jestem, jaką mają opinię o tych sqatach ich sąsiedzi, czy im to zupełnie nie przeszkadza? Jakoś media na ten temat nić nie mówią.

Nie jest dla mnie jasne, czy osoby przebywające na terenie squatu mają zapewniony dostęp do mediów: woda, prąd, elektryczność, ogrzewanie. Jeżeli tak, to jest pytanie kto za to płaci oraz na jakiej podstawie prawnej firmy dostarczają wspomniane media. Ponieważ podstawą dostarczania tego typu usług musi być udowodnione prawo do lokalu. Tym prawem do lokalu squaty, jak rozumiem nie dysponują.

Squat Syrena wydał oświadczenie, w którym m. in. czytamy: “(...) Od strony Skorupki zniknęli wszyscy funkcjonariusze policji. W tym samym czasie pojawiła się grupa kilkudziesięciu neonazistów. Rozerwali łańcuchy bram, wdarli się na teren. Z maczetami, butelkami, pałkami zaatakowali osoby znajdujące się w środku. W Syrenie znajdowało się w tym momencie m.in. ośmioro dzieci w wieku od 3 do 14 lat, ale największe straty poniosła Przychodnia - spalone i zniszczone auta, ranni ludzie, wybite okna".

Pomijając kwestię wiarygodność opisywanych zdarzeń, moje najwyższe zdumienie wzbudził ujawniony fakt przebywania na terenie squatu osób niepełnoletnich. Jest oczywiste pytanie, czy te osoby przebywały w tych pomieszczeniach z rodzinami, czy też samodzielnie. Następne pytanie, jak długo wszystkie osoby, wraz z niepełnoletnimi, przebywali na terenie squatu. Jak donoszą media, Michał Olszewski, wiceprezydent miasta, na wiadomość o przebywaniu osób niepełnoletnich w squatach stwierdził że była to nieodpowiedzialność. Nie powiedział kogo ma na myśli, ale po tego typu doniesieniach, powinien natychmiast zarządzić przeszukiwanie squatów w celu, co najmniej ochrony dzieci. Nie zrobił tego, co wprawiło mnie w kompletne zdziwienie. Dzieciaki przebywają, prawdopodobnie od wielu miesięcy, w podejrzanym towarzystwie, nie wiadomo czy mają dostęp do mediów, nie wiadomo, czy w ogóle chodzą do szkoły ,a pana wiceprezydenta w ogóle to nie obchodzi. Jeżeli ktoś jest nieodpowiedzialny w tej sprawie to jest to, m in, wiceprezydent miasta pan Paweł Olszewski.

Rzeczpospolita zapytała o to samo dzielnicę Śródmieście. Władze dzielnicy na miejsce skierowały pracownika socjalnego. Mateusz Dallali, rzecznik dzielnicy Śródmieście stwierdził że nie udało się dzisiaj wejść pracownikowi Centrum Pomocy Społecznej do sqatu Syrena. Pracownik socjalny zastał squat zamknięty na cztery spusty. Zdaje się, że anarchosyndykaliści żyją w stanie oblężenia - stwierdził rzecznik. Dodał, że pracownik socjalny próbował też wejść do sąsiedniego squatu Przychodnia, ale "został poinformowany przez kobietę, która przedstawiła się za główną koordynatorkę, że dzieci i małoletnich nie ma w Przychodni". Pracownik będzie próbował wejść do squatów w następnych dniach.

Media w niedalekiej przeszłości wiele razy informowały o akcjach odbierania dzieci rodzicom, z różnych względów. Były to akcje w asyście odpowiednich służb i policji. Pełne dramatów i emocji. Tym razem. władze dzielnicy, zamiast wkroczyć do nielegalnie zajmowanych pomieszczeń, po to aby zabrać stamtąd, przynajmniej niepełnoletnie dzieci, wycofały się grzecznie, po stwierdzeniu że dzieci w tych pomieszczeniach nie ma. Czyli, innymi słowy, władze miasta nie dopełniły swoich obowiązków o prawnej ochronie dzieci.

To nie koniec mojego zdumienia. Oto bowiem, Rzeczpospolita napisała że: “(...) Jak informuje policja - funkcjonariusze przewidując możliwość zamieszek w tym miejscu, poprosili osoby mieszkające w squacie o opuszczenie budynku. Ci jednak nie zrobili tego. - Postanowili bronić się sami - mówi nam urzędnik miasta. Obrzucali z dachu budynku napastników kamieniami.”

Kolejna bulwersująca i zadziwiająca sytuacja. Policja mając pełną świadomość tego, że squaty funkcjonują nielegalnie, nie tylko nie usuwają intruzów, ale grzecznie prosi ich o opuszczenie zajmowanych pomieszczeń. Ci odmawiają, a policja grzecznie odchodzi. To jest coś zupełnie niebywałego i niespotykanego w normalnych krajach. Te osoby powinny być przez policję usunięte z tych pomieszczeń, bez względu na to, co maja do powiedzenia. To nie koniec. Ponieważ jak informuje urzędnik, te osoby postanowiły się bronić, rzucając kamienie z dachu. Normalny obywatel, gdy jego dom jest atakowany, oczywiście broni się, ale też, natychmiast dzwoni na policję po pomoc. Rozumiem że osoby rzucające kamieniami nie dzwoniły po pomoc na policję. Więc w mojej opinii, osoby te, przekroczyły prawo do samoobrony. Innymi słowy popełniły przestępstwo. Policja nie powinna mieć problemów z ustaleniem nazwisk osób, ponieważ, rozumiem że policja spisała nazwiska wszystkich osób przebywających nielegalnie w squacie. Jeżeli odstąpiła od tych czynności, to prawo zostało naruszone, a osoby odpowiedzialne za odstąpienie od czynności służbowych powinny ponieść konsekwencje.

B. Sienkiewicz, minister MSW powiedział że, państwo normalnie działa i w sytuacji, gdy ktoś łamie prawo, to go zatrzymuje. W świetle tego, co napisałem powyżej okazuje, że wymóg przestrzeganie prawa jest stosowany bardzo restrykcyjnie wobec osób czy stowarzyszeń o poglądach prawicowych. Jeżeli prawo jest łamane przez osoby lub stowarzyszenia o poglądach lewicowych, to samo państwo przymyka oko, nie reaguje na takie przypadki. Wybiórcze stosowanie prawa przez państwo jest jeszcze jednym dowodem na to, że polska demokracja stacza się w kierunku Białorusi. Ponadto współpraca władz stolicy z grupami anarchistycznymi wzbudza moje największe zdumienie. Tym bardziej, że ta współpraca odbywa się nielegalnych podstawach prawnych. Z anarchistami współpracują nie tylko władze miasta, ale też policja państwowa, poprzez odstępowanie od rutynowych czynności służbowych, np. spisanie wszystkich osób nielegalnie przebywający w squatach. To wszystko przeraża, zdumiewa i zadziwia.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka